Tag

Nowa Zelandia

Browsing

Pisaliśmy już, że tutejsze niebo ma kompletnie inne gwiazdy, niż na naszej półkuli? Udało nam się je wreszcie zobaczyć dzięki kolejnej zmianie planów 😉 Pobudka o 6 rano i krótka podróż wzdłuż fiordów, do portu, na prom. Niespodziewanie zmieniła się pogoda i tak nam się spodobało to co zobaczyliśmy …że jak tylko dojechaliśmy do portu, to zmieniliśmy rezerwację na kolejny dzień. Półtora dnia więcej to wystarczający czas aby pokręcić się po małych drogach, prowadzących pomiędzy…

Z powodu deszczu odpuściliśmy trekking po wierzchołkach gór nad fiordami. Na szczęście świecące robaki deszczu się nie boją. Aby je znów zobaczyć nadłożyliśmy trochę drogi do kempingu, który jest z nich znany. Na miejscu dwie niespodzianki. Na „dzień dobry” dostaliśmy po mufinku oraz papierową torebkę dziwnych granulek. Właścicielka, widząc jak szybko wszamałem ciastko, pospieszyła z informacją, że zawartość torebki jest dla …świń, owiec i kóz. Tuż obok naszego van-a znajdowały się zagrody ze zwierzakami, bo kemping…

Uciekając na północ, wjechaliśmy do regionu Marlborough. Produkuje się tu 3/4 nowozelandzkiego wina. Deszcz, deszczem …ale takiej gratki nie mogliśmy odpuścić 😉 Winnice ciągną się wzdłuż drogi i do większości można wjechać na zwiedzanie połączone z degustacją. My wybraliśmy raczej niedużą Lawson’s Dry Hills. Winogrona są teraz malutkie i muszą półwisieć na krzaku jeszcze parę tygodni. Niemniej udało nam się obejrzeć to jak wino leżakuje w beczkach, oraz to jak się je rozlewa. Zanim nasz ulubiony…

Kaikoura leży w dość specyficznym miejscu. Tuż obok brzegu jest oceaniczny krater, który ma kilkaset metrów głębokości. Fajna strona tego krateru to różnorodne oceaniczne stwory, w tym wieloryby. Niefajna to trzęsienia ziemi. Ostatnie poważniejsze wstrząsy, z listopada 2016, nie tylko zmiotły do oceanu kilkadziesiąt kilometrów drogi, ale też podniosło cały brzeg …o 2 metry. To spowodowało, że cała gospodarka morska stanęła w miejscu. Port, którego dno się podniosło, wysechł. Nową drogę oddano do użytku dosłownie miesiąc…

Ilekroć musimy zostawić naszego kampera na parkingu i skorzystać z wypożyczonych pojazdów, zawsze mamy jakieś „przygody”. A to przebijamy koło w środku gór, a dojazdówka ma inną średnicę niż reszta kół. A to zapalają się i gasną nam różne kontrolki. Tym razem kontrolka niestety nie zgasła… Jest tylko jedna ikonka, które nie lubimy bardziej niż „rezerwa paliwa”. Jest to pomarańczowe światełko sygnalizujące awarie silnika. Włączyło się i od razu nasz doskonały nastrój prysł. Przeprowadziliśmy, wypracowaną już…

Jadąc wzdłuż gór, które tak bardzo nam się podobały, dotarliśmy do oceanu. Szalona pogoda, którą tu mamy, zrobiła się jeszcze bardziej zmienna. Jest też coraz zimniej. Skoro jest zimno, to są i pingwiny. Zaczęliśmy z grubej rury, bo od Pingwina Żółtookiego. Można powiedzieć, że z tym pingwinem jest tak samo jak z tutejszym internetem. Wszyscy twierdzą, że jest. Większość twierdzi, że wie gdzie. Niestety niewielu widziało. Ten gatunek pingwina jest zagrożony a wynika to z jego…

Cała Nowa Zelandia jest usłana miejscówkami, które „grały” bądź to we „Władcy Pierścieni”, bądź to w „Hobbicie”. Zupełnie tego nie planując stanęliśmy na kempingu, na którym stacjonowała ekipa filmowa „Hobbita”. Góry ze zdjęcia tytułowego grały w scenie, w której Sam i Frodo się rozdzielają. Dodarliśmy tam zaraz po zwiedzeniu Milford Sound, czyli fiordu na południowo-zachodnim krańcu południowej wyspy. W drodze napotkaliśmy, na parkingu, na wredną papugę. Kierowała się ewidentnie zasadą: „żarcie albo uszczelka”. Siadała na parkujących…

Tak mamy opracowaną trasę, że mimo iż głównie trzymamy się wybrzeża, raz po raz musimy wjechać do środka. I stanowczo możemy powiedzieć, że wybrzeże ma przewagę nad interiorem. Przewaga sprowadza się do silnego wiatru, który wieje tak, że niemal urywa nam głowy. Dzięki temu mamy dwa benefity. Po pierwsze jest przyjemnie chłodno! Chodzimy w krótkich spodenkach i klapkach, ale musimy mieć narzucone bluzy z kapturem. To na prawdę przyjemna kombinacja. Po drugie, nie ma robali, insektów…

Dochodzimy do wniosku, że surferzy to mityczne plemię, które wyginęło niczym Aztekowie. Im dłużej ich szukamy, po wszelkich plażach, tym bardziej ich nie ma. W drodze na południe pojechaliśmy na 100% pewny spot. Podobno są tam zawsze. I co? Nic! Okazało się, że od Australii nadciąga sztorm i fale owszem są, ale tak nieregularne, że nie da się na nich pływać. Faktycznie plaża wyglądała dość dziwnie. Wszędzie unosiła się „mgiełka” kropel wody znad morza. Nad głowami zderzały…

Wczoraj mieliśmy pierwszą przerwę w drodze. Zaplanowaliśmy ją aby popływać kajakiem. Konkretnie chodziło o wybrzeże wzdłuż Parku Narodowego Abel Tasman. Park chroni las, który nam przypomina dżunglę [choć nią nie jest]. Nas interesował obszar, gdzie zielsko styka się z Morzem Tasmana. Dostaliśmy naprawdę ogromniasty kajak. Nie dość, że był długaśny i miał ster jak żaglówka, to był dodatkowo nieźle wyposażony. Fartuch aby woda nie wlatywała do kajaka, zapasowe wiosło, kurtki sztormowe, pompa ręczna do usuwania wody…