Wczoraj mieliśmy pierwszą przerwę w drodze. Zaplanowaliśmy ją aby popływać kajakiem.

Konkretnie chodziło o wybrzeże wzdłuż Parku Narodowego Abel Tasman.

Park chroni las, który nam przypomina dżunglę [choć nią nie jest]. Nas interesował obszar, gdzie zielsko styka się z Morzem Tasmana.

Abel Tasman, Park Narodowy Abel Tasman

Dostaliśmy naprawdę ogromniasty kajak. Nie dość, że był długaśny i miał ster jak żaglówka, to był dodatkowo nieźle wyposażony. Fartuch aby woda nie wlatywała do kajaka, zapasowe wiosło, kurtki sztormowe, pompa ręczna do usuwania wody z wnętrza oraz flara ratunkowa. Ta ostatnia chyba na wypadek gdybyśmy zdryfowali do Australii 😉

Plan był prosty. Płynąć wzdłuż brzegu tak długo jak się da a potem przeskoczyć na wyspę Adeli, gdzie miały być foki. Płynąc wzdłuż lasu non-stop słychać „dżunglę”. Jednostajny szum cykad pomieszany z dźwiękami ptaszorów, które z jakiegoś dziwnego powodu latem wciąż drą się w niebogłosy.

W zatokach fal praktycznie nie było, natomiast w trakcie płynięcia do wyspy mieliśmy fale grubo ponad pół metra wysokości. Warto było! Nie dość, że fok było sporo, to jeszcze widzieliśmy kilka młodych. Były bardzo, bardzo małe, mniej więcej wielkości mewy. Miały też śmiesznie zmierzwione futro, zupełnie inne od tych dorosłych fok. I oczywiście również darły się w niebogłosy.

Abel Tasman, Park Narodowy Abel Tasman

W drodze powrotnej pozostało już tylko zatrzymywać się na miniaturowych plażach.

Jest ich po drodze mnóstwo i do większości nie ma dostępu od strony lądu, więc siedzieliśmy sobie sami [nie licząc ptaszorów] i kąpaliśmy się w morzu. Taki Nowy Rok to my lubimy.

Abel Tasman, Park Narodowy Abel Tasman

Prosto z plaży ślemy życzenia 😉

Dziś od rana okazało się jakimi jesteśmy szczęściarzami. Po pierwsze całą noc lało i rano pogoda nie miała zamiaru się zmieniać. Nie dalibyśmy radem popływać kajakiem w takich warunkach. Po drugie padł nam akumulator. Na szczęście ekipa lokalsów, biwakująca obok, poratowała nas prądem z takiego małego magicznego urządzenia wielkości notesu. Wiemy, że chcemy mieć tą kieszonkową elektrownie, bo można nią też ładować komputer, smartfony itp.

Uciekamy na południe szukać surferów 😉

Comments are closed.