Tegorocznemu wyjazdowi na Islandię przyświecał cel zobaczenia tego, co poprzednio podobało nam się najbardziej, oraz tego czego nie daliśmy rady zobaczyć 3 lata temu. Ponadto szukaliśmy kolejnych miejscówek do naszego przewodnika po Islandii. Tak, tak, jest w planach napisanie subiektywnego przewodnika Kawy w krzakach po tej szalonej wyspie. Co prawda zupełnie nie wiemy kiedy znajdziemy na to czas, ale materiał zebraliśmy. Trzymajcie za nas kciuki, a tymczasem zapraszamy na południe Islandii!

Co na południu Islandii zrobiliśmy ponownie?

# kajaki na lodowcu

Południe Islandii pływanie kajakiem po lodowcu

To jedna z najfajniejszych rzeczy jakich, w czasie obu wyjazdów, doświadczyliśmy na wyspie. 
Po pierwsze jedno z nas uwielbia kajaki, zaś drugie dało się przez te wszystkie lata oswoić z tym małym pływadłem. Przynajmniej na tyle, że nie trzeba już ogłuszać wiosłem aby spokojnie popływać 😛

południe Islandii - spacer po lodowcu, konkretnie po górze lodowej dryfującej w zatoce
gramolimy się po pływającym lodzie w kierunku jaskini

Po drugie lodowce z perspektywy kajaka wyglądają zupełnie inaczej niż z brzegu. To właśnie wtedy można poczuć respekt przed tym monumentalnym zjawiskiem. Odkryć, że lodowiec żyje, rusza się, więc następnego dnia już nie będzie wyglądał tak samo.

Ponownie popłynęliśmy z firmą Iceguide. Ponownie na to samo jezioro. Także tym razem udało się znaleźć dryfującą górę lodową, w której topniejąca woda drąży lodowe jaskinie. Znów udało nam się do niej wejść, choć była znacznie mniejsza niż ostatnio. Chcieliśmy wierzyć, że to kwestia pory roku (ostatnim razem byliśmy we wrześniu). Niestety przewodniczka dość jasno i klarownie wyłożyła nam jakie zmiany, wynikające z ocieplenia klimatu, obserwują na lodowcach i przyległych im jeziorach w ciągu ostatnich lat…

Parafrazując, spieszcie się kochać lodowce. Tak szybko odchodzą 🙁

południe Islandii - jaskinia w dryfującej, po lagunie, górze lodowej

To czym jeszcze różnił się tegoroczny kajakowy wypad to wywrotki. Dwie z rzędu, odległe od siebie o 3 minuty. Zaliczyła je para z Australii, w czasie przeciskania się między dwoma górami lodowymi. Brzmi przerażająco, ale jeśli kiedykolwiek pływaliście na kajaku, to nie musicie się niczego obawiać. Można śmiało powiedzieć, że załoga kajaka wybitnie się o wodowanie postarała swoimi nerwowymi ruchami. Tym sposobem udało się sprawdzić, czy specjalne kombinezony od Iceguide faktycznie zabezpieczają przed zmoknięciem. Mimo dwukrotnego moczenia, para “nurków” miała pod spodem suche ubrania. Test zaliczony na 5+ 😉

południe Islandii - wywrotka w czasie przepływania między dwiema górami lodowymi
Powyżej nasza przewodniczka rozpycha dwie ogromniaste góry lodowe. Wpływając w to kajak ma pod dnem i lód i wodę, co przy nerwowych ruchach załogi, było powodem obu wywrotek

# camping Thakgil

południe Islandii - droga prowadząca do kempingu Thakgil

To miejsce, które daje poczucie tego, jak wygląda interior islandzki. Jest o tyle fajne, że droga dostarcza mnóstwo wrażeń, ale jest dostępna również dla zwykłych samochodów tj. bez napędu 4×4. Mimo że trasa jest dość kręta, to nie ma przepraw przez brody rzeczne.

południe Islandii - droga do kempingu

Co więc jest? Karkołomna serpentyna wśród skał. Blind hills, czyli strome podjazdy, w czasie których kompletnie nie widać drugiej strony zbocza. No i widoki na wybrzeże zapierające dech. Na końcu jest zaś camping usytuowany w górach tak, jakby był na dnie krateru. Warto było tam wracać!

południe Islandii - kemping Thakgil

Niestety pogoda uniemożliwiła nam trekking po okolicy. To był akurat ten jeden dzień kiedy padało i wydostanie się z kanionu którymkolwiek ze szlaków groziło zjazdem po błocie w dół. Ale w sumie nie ma co marudzić. Mamy powód do kolejnego powrotu na Islandię 🙂

# diamentowa plaża (Diamond Beach)

południe Islandii - Diamentowa plaża z fokami w roli diamentów, bryłki lodu niestety w tym roku nie były zbyt liczne

To jeden z „islandzkich klasyków”. W telegraficznym skrócie całość polega na tym, że ogromne bryły lodu z lodowca wpadają do oceanu, którego fale spychają je z powrotem na plażę. Jeśli trafimy na fajne światło, to błyszczą się one jak diamenty na tle czarnej wulkanicznej plaży. Jak było tam 3 lata temu możecie przeczytać i zobaczyć tu. W tym roku, światła znów nie było. Lodu było też znacznie mniej ,ale trafiliśmy na zupełnie inne “diamenty”. Takie nawet dość tłustawe… Całe stado rozleniwionych, do granic absurdu, fok.

południe Islandii - awantura między fokami

W ciągu dwóch godzin ruszyły się tylko dwa osobniki. Poryczały na siebie i pogryzły się po mordach. Po czym jeden z konkretnym pluskiem wpadł do zatoki. Naszym zdaniem albo poszło o ulubiony kamień, którym czochrają się po brzuchu, albo była to sprzeczka rodzinna. Chyba nic innego nie jest w stanie skłonić te leniwce do ruchu.

południe Islandii - wiatr na plaży diamentowej

Natomiast całkiem spory ruch generował niemiłosiernie mocny wiatr, który ciągnął tyle piachu w powietrzu, że na raczej wilgotnej Islandii powstawało coś na kształt kurzowych burz.

# plaże w okolicach Vik’u

południe Islandii - plaże w okolicach Vik'u

Nie chodzi jednak o powszechnie kojarzoną plażę w samej miejscowości (Reynisfjara), tylko ogromniaste plaże w jej okolicach. Tym razem zwiedziliśmy ich jeszcze więcej, bo na “naszej” plaży kręcona była reklama Subaru i była przez to zamknięta. Udało nam się jednak załapać w oko kamery, która robiła “making of”. Kto wie, może będziemy sławni 😉 Największym zaskoczeniem był jednak łubin. Zamienił czarne, nieprzystępne połacie w coś rodzaju dżungli. Tak, wiem! Dżungla wygląda inaczej. Jest wysoka i zielona, a toto jest bardziej niebieskie i sięga do wysokości samochodowego lusterka. Niemniej możecie nam uwierzyć, much jest w obu miejscach tyle samo 😉 Tak samo jak w dżungli nie ma tu też logiki. Część ciągnących się kilometrami plaż jest dalej czarna, zaś część pokryta niebieskim dywanem.

południe Islandii - plaże porośnięte łubinem

To co zobaczyliśmy nowego?

# półwysep Snæfellsnes

półwysep sneafellsjokull - widok na tworzące się chmury

To nie do końca jest południe Islandii ale uznajmy, że jest wystarczająco blisko by o nim dziś napisać 😉 To też nie do końca prawda, że byliśmy tam po raz pierwszy, bo ostatnim razem, goniąc zorzę, wpadliśmy to na jeden dzień 😉

Półwysep jest powszechnie uznawany za „Islandię w pigułce”. Jak to zazwyczaj bywa z powszechnie znanymi twierdzeniami, trochę to prawda… a trochę znowu nie do końca 😉

półwysep sneafellsjokull

Co się zgadza? Są powalające krajobrazy. Jest lawa i są kratery. Jest nawet lodowiec. Jest też trochę szutrowych dróg, w tym droga 54 – Snæfellsnesvegur, którą przejechaliśmy trzykrotnie i za każdym razem podobała nam się tak samo.

Czego brakuje do tego aby uznać go za miniaturę Islandii? Wielorybów, puffinów, ale przede wszystkim zmieniającego krajobrazu. Półwysep jet super i na pewno wart odwiedzenia, ale nie ograniczajcie się tylko do niego! Na wyspie jest mnóstwo innych atrakcji, które składają się na jej niesamowity urok.

# Błękitna Laguna (Blue Lagoon)

błękitan laguna - południe Islandii

Błękitna laguna to miejsce, do której poprzednio nie udało nam się dostać. Było po prostu za dużo ludzi. Teraz, po upadku tanich linii WOW Air, turystów jest znacznie mniej. A że zdania i opinie na temat tego najsłynniejszego chyba kąpieliska na Islandii są mocno podzielone, to postanowiliśmy wyrobić swoje.

Całość jest super zorganizowana i wygląda bardzo efektownie. Nie dziwi zatem sukces komercyjny. Poza tym, że napoje są podawane w plastiku, co przy tej ilości gości, generuje kosmiczną ilość śmieci na setki lat, do niewielu rzeczy da się przyczepić.

błekitna laguna
Trole napotkane w ciepłych źródłach są tak zrelaksowane, że nawet pozują do zdjęć.

My jednak po wizycie jesteśmy we frakcji “na nie”. Czemu kręcimy nosami? Uważamy, że cena biletu w stosunku do tego co otrzymujemy jest szalona. Na całej Islandii jest mnóstwo gorących źródeł (jak choćby ten na campingu w Landmannalaugar) i basenów termalnych (tu jest spis najpopularniejszych, zaś tu nasz ulubiony). Też mają ciepłą wodę, a kosztują nieporównywalnie mniej. Jeśli chcecie posiedzieć w ciepłej wodzie i nie potrzebujecie białego szlafroczka lub maseczki z białego błota, to nie ma sensu płacić aż tyle za bilet.

# gówniane whisky

whisky Floki

Przyznaję, od jakiegoś czasu wkręciłem się w whisky. Najbardziej w te wędzone torfem. Gdy dowiedziałem się, że na Islandii zamiast torfu stosuje się owcze odchody wiedziałem, że jadąc przez południe Islandii musimy odwiedzić jedyną na wyspie destylarnię whisky.

Kupa owcza jako składnik produkcji, to nie jedyne co nas zaskoczyło. Podjeżdżając pod wskazany adres zobaczyliśmy… warsztat samochodowy. Taki typowy, lokalny, 3-stanowiskowy warsztat, jakich na całym świecie jest masa. Z wnętrza wyszli panowie, którzy znudzeni [zapewne powtarzającą się sytuacją], wskazali po prostu taki sam budynek vis a vie. Faktycznie nad zamkniętymi bramami wjazdowymi było malutkie logo destylarni Floki. Całość destylarni mieści się po prostu w małym garażu. 

południe Islandii - wnętrze destylarni Floki
Destylarnia i jej szalony rozmiar. Kto ma wolny garaż i szuka wspólnika? U nas też znajdziemy jakieś egzotyczne gówno do wędzenia ziarna….

No dobra wiem o co chcecie zapytać. Czy whisky smakuje owczą kupą. To Was nurtuje od początku prawda? 😉 Niestety (sic!) nigdy nie jadłem owczych bobków, więc nie wiem jak smakują! Skąd mam więc wiedzieć, czy ich smak jest w whisky? Natomiast jeśli pytacie czy smak jest dziwny, to tak. Jest! Znawcy tego trunku podają, że w smaku czuć: wanilię, siano i miód. Ja nie potrafię tego tak rozdzielić. Mogę jedynie powiedzieć, że choć smak był dość ciekawy, to pozostanę przy szkockich torfach. 

# zachodo-wschody dnia polarnego

południe Islandii, zachodo-wschód słońca

To trochę dziwne. 
Po pierwsze z zasady nie robię zdjęć wschodom i zachodom bo uważam, że takie foty są kiczowate. Nic na to nie poradzę, tak mam. 
Po drugie zachodo-wschód czyli moment, gdy zachód jeszcze “nie zgaśnie” do końca a już zaczyna się wschód, jest widoczny dosłownie z całej wyspy w czasie tzw. dnia polarnego. Niemniej w Höfn zobaczyliśmy najbardziej spektakularny zachodo-wschód. Może to przypadek, a może kąt patrzenia, czyli to, że jest to południe Islandii. Może efekt spowodowały góry i lodowiec widoczne z tego campingu. Tak czy inaczej, wschód słońca kilkanaście minut po jego zachodzie miał kolory dość zaskakujące.

wschód słońca

Wyglądało to na tyle niesamowicie, że odbyłem wewnętrzną bitwę. Coś mi mówiło: „Natychmiast złaź z namiotu i rób foty!”. Sam sobie odpowiadałem: „Nie! Tak czy inaczej, będą kiczowate!”, “Złaź, ale już!” znów odzywał się głos w uchu… 😉
Po kilku rundach dialogu z samym sobą, ruszyłem z aparatem i oto są zdjęcia. Może jestem nieobiektywny, ale są chyba mniej kiczowate niż zazwyczaj widoczek o wschodzie. Może dlatego, że to wschodo-zachód? Co myślicie?

niebo zachodzącego i wschodzącego od razu słońca
UFO?

Byliśmy tu już drugi raz i jedno jest pewne. Południe Islandii chcemy odwiedzić ponownie tak samo jak Fiordy Zachodnie, Landmannalaugar, czy wieloryby na północy. Z ogromną chęcią powtórzylibyśmy niemal całość wyjazdu raz jeszcze. Naszym subiektywnym zdaniem jedynie Błękitna Laguna nie jest warta ani czasu, ani pieniędzy.

1 Comment

  1. Po takim opisie nawet taka cieplolubna istota jak ja ma ochote tam pojechac! Fajnie ze wrociliscie do pisania. Czytanie Was to prawdziwa przyjemnosc?

Skomentuj