Wielkanoc na stoku za nami. Doszliśmy do wniosku, że kaski to doskonały nośnik na pisankowe wzorki. Postanowiliśmy, że następnym razem udekorujemy nasze kolorowymi kropkami i zygzakami. Nie ma więc wyjścia – aby to zrealizować trzeba kolejne święta też spędzić w górach 😉 Poniżej kilka fotek zrobionych obiektywem, który ma tylko nieco mniej lat niż ja i którego dostałem od taty. To w 100% manualny radziecki Helios 44M-4, którego mój ojciec wpinał do Zenitha. Nie ma to jak…
PLUSY infrastruktura, której nie widać bo… jest pod ziemią. Toalety, łazienki, pralnia oraz SPA – to wszystko znajduje się dokładnie pod miejscem gdzie parkowaliśmy. Wszystko nowe, czyste i zadbanelokalizacja trochę na uboczu ale tuż przy przystanku skibusa, więc na każdy ze stoków można dotrzeć w kilka minutdo “centrum” piechotą jest 10-15 minut – spacer w sam raz po pizzy ;)sklep spożywczy 8 minut od campingu MINUSY 1400 km od domu ;( Camping Pemont w Livigno
pradziad naszego kampera, czyli “dziadzio Hymer” 😉 Nie mamy pojęcia z którego roku jest ten pojazd ale obstawiamy, że jest to jeden z pierwszych modeli które wypuścił Herr Hymer ze swojej manufaktury. Czemu ten właśnie pojazd zasłużył na tytuł “Mistera kempingu”? Poza oczywistym aspektem wieku, warto zwrócić uwagę na jego okna. Od razu widać, że pojazd projektował pasjonat karawaningu, który wie że duuuuże okna to jest właśnie to co daje radochę gdy siedzisz w środku.…
gdy wjeżdżasz na kempingi i okazuje się – że wbrew temu co mówili znajomi – nie jesteś jedynym świrem, który pojechał na narty kamperem 😉 Po lewej stronie przepiękny Carthago [ten z anteną]. Jest długości małego autobusu, tylna oś ma bliźniacze koła tj. podwójne koła po każdej ze stron. Cały czas zastanawiamy się jak czymś takim jeździ się po górskich, krętych drogach… a prowadzi go 70-cio latek 😉
Od kilku dni siedzimy w Livigno. To nasz pierwszy wypad snowboardowy kamperem i jak na razie jesteśmy na “tak”. Po pierwsze – mamy meeeega! widok z każdego okna 😉 Po drugie – siedzimy na uboczu miasteczka, więc mamy spokój Po trzecie – do ulubionej pizzerii mamy kilometr piechotą Dojazd zajął nam tylko 3-4 godziny dłużej niż “osobówką”. Po drodze spaliśmy na postoju za stacją benzynową i jedyną niedogodnością były TIR-y a konkretnie ich włączone silniki. Nie…