W zasadzie powinniśmy być wkurzeni i nieszczęśliwi. Tuż przed wyjazdem ZUS „zgubił” Olę. Odkręcenie sprawy zajęło nam sporo czasu. Oprócz samego opóźnienia wyjazdu spowodowało to lawinę nieprzewidzianych przygód z administracją i zwiększenia wydatków. Niemniej nie jesteśmy wkurzeni. Mamy nawet dziwaczne poczucie jakby poskładały się odpowiednie puzzle. Bo mimo wszystko jest dokładnie tak, jak miało być.
Cisza… i spokój…
I chociaż nie wiem ilu słów byśmy szukali na opisanie tego stanu, to te dwa zdają się oddawać najwięcej. Cisza i spokój.
Jak otulający, miękki, ciepły koc.
Taki pod którym możesz odetchnąć pełną piersią.
I z którym możesz poruszać się własnym tempem. Niespiesznie.
Cisza, ja i czas jak śpiewała Kasia Nosowska.
Nikt nie krzyczy na ulicach, w autobusach, w sklepach. Ludzie rozmawiają, a ich głosy po prostu rozpływają się w przestrzeni. Nie zwracają na siebie uwagi.
Dzieci nie wrzeszczą i nie zawłaszczają przestrzeni, a ich rodzice nie wrzeszczą i nie biegają za nimi.
Psy nie szczekają (ja wiem jak to brzmi…??♀️)
Samochody nie trąbią. W dodatku większość z nich jest elektryczna, więc zaskakują Cię swoją cichą obecnością tuż za plecami.
W sklepie nie atakuje Cię z głośników pani z najnowszą promocją, której nie możesz przegapić. Ani żadna melodia, która ma Ci „umilić” czas zakupów.
Czy to syndrom miesiąca miodowego?
Na pewno! Ale niech trwa jak najdłużej! Bo po całym dotychczasowym życiu spędzonym w świecie ekstrawertyków, czas na rewanż ?
Poza ciszą bardzo nam się podoba to jak na co dzień żyją Norwegowie w Oslo.
Po pierwsze natura.
Mimo, że mieszkamy 9 kilometrów od centrum czujemy się jakbyśmy zamieszkali w urokliwym kurorcie.
Z okna widzimy odnogę fiordu. Przez pare dni na kotwicy „parkował” tam trójmasztowy żaglowiec.
Zaraz obok mamy przepiękny las i plażę. Pewnego dnia przy samym brzegu zobaczyliśmy ogromną ławicę troci. Na „nasze oko” mogło być tam z 500 ryb. Przez kilka kolejnych dni uparcie się z nimi zmagałem aż wreszcie udało mi się jedną z nich złapać [oczywiście wróciła w nienaruszonym stanie do wody].
Po drugie nowe centrum miasta – Bjørvika
To nasze ulubione miejsce włóczenia się bez celu. Na terenie starych doków zbudowano ogromny kompleks kulturalno-mieszkalno-biurowy.
Bjorvika została zaprojektowana w taki sposób, aby dzielnica nie “wymierała” po zakończeniu pracy w biurowcach. Choć budynki były projektowane przez różnych architektów, to wszystko jest “spięte” w jeden styl. Nam najbardziej podobały się trzy budynki.
Opera
Ogromny gmach, który skrywa się sprytnie za skośnym dachem. Można po nim wejść lub wjechać rowerem, na samą górę aby obejrzeć całą dzielnicę.
Niemniej sama architektura dachu opery jest niezwykła i spędziliśmy tam duuuuużo czasu włócząc się i gapiąc jak gra światła i cieni zmienia całe otoczenie.
Muzeum Muncha
Munch to duma narodowa Norwegów. No cóż, nam jego malarstwo jakoś specjalnie nie przypadło do gustu. Najsłynniejszy obraz “Krzyk” wygląda jakby go namalowała kredkami świecowymi córka naszej koleżanki. O ile w przypadku wspomnianej dziewczynki zrobilibyśmy WOW, to już patrząc na to jakie obrazy Munch potrafił malować niespecjalnie rozumiemy, dlaczego akurat „Krzyk” jest najwspanialszy. Nie nasz klimat, nie nasza estetyka. Mamy trochę wrażenie, że Munch jest dumą narodową Norwegii, tak jak Adam Mickiewicz wielkim poetą był dla Polaków. Koniec. Kropka. Niemniej dzięki temu powstało jego muzeum, które jest tylko odrobinkę mniej „odjechane” od Opery a równie czadowo wychodzi na zdjęciach 😉
Biblioteka
Dokładnie po drugiej stronie Opery znajduje się prawdziwy skarb. W porównaniu ze swoimi ekstrawaganckimi sąsiadami wygląda z zewnątrz dość niepozornie. Głośne wOoOw następuje dopiero po wejściu.
6 pięter daje powierzchnię 13,5 tysiąca metrów kwadratowych. Mieści się tu ponad 450 tysięcy książek. Dowolną książkę można po prostu wziąć z półki, znaleźć sobie wygodne miejsce i czytać.
Ponadto można skorzystać z zeszytów z nutami i przećwiczyć daną partię utworu na elektronicznym pianinie bądź perkusji.
Można też poczytać o szyciu, po czym przystąpić do szycia na jednej z maszyn. Nagrać podcast w odpowiednio przygotowanym studio, wydrukować coś na drukarce 3D, obejrzeć film albo posłuchać muzyki filmowej z całego świata. Jest stół do gry w lokalną odmianę cymbergaja oraz szachy. A i tak pewnie nie odkryliśmy wszystkich zakamarków i dostępnych atrakcji.
Po wyjściu z biblioteki dalej nie ma nudy.
Cała dzielnica ma tyle fajnych miejsc, że za każdym razem odkrywamy tam kolejne zakątki. Jeśli mielibyśmy mieszkać w Oslo, to najchętniej tu.
Po trzecie pozostała część miasta tez nie jest bez uroku.
Aker Brygge, dość wypaśna dzielnica, przy której cumują ogromne wycieczkowce. Codziennie porykując syrenami wypływają w kierunku fiordu i nadaje to niesamowity klimat
dzielnica Kampen, która klimatem przypomina rybacką wiochę.
trochę klimatycznych uliczek
Wzdłuż fiordu jest też kilka zamieszkanych wyspy z dużą ilość marin. Wszędzie parkują żaglówki i jachty silnikowe. Całkiem spoko klimat.
Czy dostrzegamy już też minusy Norwegii?
Owszem. Od kilku dobrych lat ograniczamy w czasie zakupów wszelakie opakowania foliowe. Wiadomo do 100% tego świństwa wyeliminować się nie da. Niemniej mocno to ograniczyliśmy. Tu już w pierwszym sklepie spożywczym opadły nam z rozpaczy ręce.
W folie pakowane jest wszystko. Prawie każde jedno warzywo jest oddzielnie próżniowo całkowicie zaklajstrowane plastikiem. Owszem, drobiazgowa segregacja śmieci i recykling są tu powszechne. Niemniej po cholerę generować tego świństwa tyle? Na wizerunku ekologicznego kraju jest to spora rysa.
Tymczasem minął miesiąc, a my ruszamy dalej.
Wszystko wskazuje na to, że zamieszkamy na Lofotach. W ciągu ostatnich 2 tygodni po raz kolejny zmienił się plan 😉 Podobno częsta zmiana planu jest oznaką ciągłości dowodzenia. I takiej wykładni będziemy się trzymać. O wszystkim napiszemy już jak dotrzemy na północ.
1 Comment
Oleńko , pięknie żyjecie . Życzę powodzenia i jeszcze duuużo niezapomnianych przeżyć . Kibicuję i trzymam za Was kciuki. Co nieco miałam wiadomości o Tobie od Babci Oli . Czasami obserwuję Wasz blog i podziwiam. Anna Jeziorska