Zamieszkaliśmy w pocztówce. To określenie najlepiej oddaje nasze wrażenia. I chociaż aktualnie głównie pada i całe Lofoty przykrywa mgła, to za każdym razem, gdy wiatr rozwiewa chmury opadają nam szczęki. A jak się tu znaleźliśmy?

Ta historia zaczyna się jak zwykle u nas – od kawy.
To historia, w którą sami byśmy nie uwierzyli, gdyby nie to, że ją przeżyliśmy. I przeżywamy nadal, bo ta historia, to teraz nasze życie.
Ale od początku…

Zgodnie z planem – zaraz po przyjeździe do Norwegii – rozpoczęliśmy poszukiwanie kampera i chatki, którą chcemy kupić aby ją wynajmować. O ile na kamperach się znamy i wiemy czego chcemy, to w przypadku chatki, wiemy tylko, że ma mieć widok za milion dolarów. Że oboje po jego zobaczeniu będziemy wiedzieli, że to ten widok. W Norwegii takich nie brakuje, ale rzecz zaczęła rozbijać się o standard domku vs wielkość budżetu. Make the long story short, doszliśmy do wniosku, że nie mamy pojęcia o domkach, , ich wynajmie, utrzymaniu, etc. Tym bardziej o domkach w Norwegii.

Następnego dnia przy porannej kawie, okazało się, że miejsce, które obserwujemy od dawna na Instagramie – Hattvika Lodge – poszukuje ludzi do pracy. Miejsce na Lofotach. Domki na wynajem, restauracja i outdoorowe wycieczki. Wymagania? Nie trzeba znać norweskiego, wystarczy angielski, za to trzeba być zakręconym na punkcie spędzania czasu w naturze ?
Po wielkiej rodzinnej naradzie, zdecydowaliśmy się zmienić plan po raz kolejny. Zgodnie z maksymą z naszego ulubionego filmiku „Some opportunities only come once, seize them” [ang.: niektóre okazje pojawiają się tylko raz, wykorzystaj je]. Zamiast roku ekspolorowania Norwegii, praca na Lofotach.

Jak to my, zamiast zwykłego CV wysłaliśmy prezentację o nas/ kawie w krzakach. Lata w korpo nie poszły na marne 😉 Kristian, właściciel, odezwał się jeszcze tego samego dnia. Potem pogadaliśmy przez Skypa i wieczorem dostaliśmy maila, że mamy pracę. 2 maja, dokładnie miesiąc po przyjeździe do Norwegii ? Co to za praca? Będziemy sprzątać chatki na Lofotach ?
Sama droga na Lofoty była jak zwykle super.
Tym razem, z Oslo, zajęła nam 3 dni.


Udało nam się połazić chwilkę po Trondheim.

Po raz kolejny przekroczyliśmy też koło podbiegunowe.


No i najważniejsze. W drodze na Lofoty obejrzeliśmy jednego (słownie: jednego ?) kampera. Stwierdziliśmy, że to TEN i nie musimy oglądać niczego więcej. I tym sposobem jesteśmy prawie-właścicielami kampera ? Prawie, bo czekamy jeszcze na numer personalny, którego nie udało nam się zdobyć w Oslo, bo nie było wolnych terminów na spotkanie w urzędzie. Tu spotkanie umówiliśmy w dwa dni robocze. Jesteśmy już zarejestrowani. Czeka nas jeszcze wizyta w urzędzie skarbowym i będziemy mieli wszystkie formalności za sobą.
Jak tylko zdobędziemy numer personalny, to odbieramy kampera i wtedy napiszemy o nim więcej.
Pierwsze wrażenia z pracy?
Myśle, że tym bardziej nam nie uwierzycie ?
- dostaliśmy zakwaterowanie w jednej z chatek, dopóki nie dopniemy tematu kampera. Przy czym każdy pracownik takowe ma zapewnione

- zostaliśmy wyposażeni w stroje służbowe, które są porządnymi outdoorowymi ciuchami
- umowa o pracę, to tabelka zajmująca jedną stronę A4

- po podpisaniu umowy nasz nowy szef zaprosił nas do swojej restauracji, gdzie mogliśmy spróbować menu degustacyjnego. Przygotowuje je dwóch niesamowitych kucharzy, którzy ostatnio pracowali na Svalbardzie
- przeżyliśmy mały szok, gdy okazało się że właściciele całego kompleksu “jadą na szmacie” razem z nami ramię w ramię. Nie żeby nam pokazać jak sie to robi. Robią to codziennie, od samego początku. I ostatni „schodzą z pokładu”
- po kilku dniach straszną frajdę sprawia nam to, że:
- od razu widać efekt naszej pracy
- ktoś docenia to co robimy, mówi “dzięki” i widać, że jest zadowolony z wykonanej roboty

- zgarniamy wiedzę np. o tym jak powinien wyglądać domek aby go dobrze posprzątać w najkrótszym możliwym czasie i jak zorganizować sobie robotę aby paredziesiąt metrów kwadratowych ogarnąć “na błysk” w godzinę
- poznajemy fajnych ludzi, z różnych zakątków Europy, którzy wcześniej robili najprzeróżniejsze rzeczy.

Trochę jesteśmy zmęczeni i czasem postękujemy, ale za każdym razem jak łapie się za obolały mięsień patrzę na widok za oknem. Potem przypominam sobie kwotę wynagrodzenia na umowie o pracę. Dociera do mnie że oboje zarabiamy tu tyle, co ja w Polsce jako członek zarządu niemałej firmy. Masuje wtedy te wszystkie mięśnie, bo muszą się przyzwyczaić. Wygląda na to, że trochę tu na tej “szmacie” pojeździmy ?

1 Comment
Cześć, bardzo się cieszymy, że osiedliście na Lofotach. Bylismy w Reine i jest tam cudownie, także na bank mieszkacie w pocztówce 😉
Kiedyś mieliśmy okazję spotkać się na targach w Nadarzynie, gdy sprzedawaliście Hymera i mieliście w planach prowadzić kamping za kołem polarnym. Jak widać ciągnie Was na północ. Trzymamy mocno kciuki i życzymy powodzenia
Małgosia i Łukasz