Dochodzimy do wniosku, że surferzy to mityczne plemię, które wyginęło niczym Aztekowie.
Im dłużej ich szukamy, po wszelkich plażach, tym bardziej ich nie ma.
W drodze na południe pojechaliśmy na 100% pewny spot. Podobno są tam zawsze. I co? Nic! Okazało się, że od Australii nadciąga sztorm i fale owszem są, ale tak nieregularne, że nie da się na nich pływać. Faktycznie plaża wyglądała dość dziwnie. Wszędzie unosiła się „mgiełka” kropel wody znad morza. Nad głowami zderzały się dwa fronty chmur, spomiędzy których prześwitywał wąski błękit nieba. Razem z popielatym piachem plaży, stworzyło to coś na kształt biało-niebieskiego, monochromatycznego światła. Sami zresztą zobaczcie.
Nie poddaliśmy się i stawiliśmy się ponownie na plaży o zachodzie słońca.
I znów nic. Jedyną osobą, która miała cokolwiek wspólnego z wodą, był samotny wędkarz. Żadnego surfera, czy surf girl, o zmierzwionych włosach. Nikogo!
Zanim zrobiliśmy zygzak w kierunku gór aby dotrzeć pod lodowiec, rano zahaczyliśmy jeszcze o foki. Na nie zawsze można liczyć. Znów były młode i znów darły się niemożebnie. Na początku myśleliśmy, że są dwie foki, potem zobaczyliśmy 3 kolejne. Tak naprawdę było ich może koło 30 lub 40, ale dostrzega się je dopiero jak foka się ruszy albo jak słońce wstanie na tyle aby wyszły z cienia . W cieniu futro foki idealnie zlewa się z kolorem skał. Taka zgraja fok powoduje, że …mhmmm, no co tu ukrywać …trochę śmierdziało 😉
Przy okazji skoczyło nam ciśnienie, bo zobaczyliśmy stwora, którego w pierwszej chwili wzięliśmy za Kiwi. Tak naprawdę była to Waka [czyt. Łaka]. Podobne do Kiwi o tyle, że też nie ma skrzydeł. Jest jednak większa i ma zwykły dziób, zaś Kiwi ma zakrzywiony. Najbardziej zapamiętamy ją jednak z tego jak biega. Wygląda wtedy jak pokraczny dinozaur z Jurajskiego Parku.
Z samymi Kiwi jest taki problem, że na razie tylko je słyszymy lub widzimy martwe. Kiwi wyłazi w nocy i na kempingach zdarza nam się słyszeć ich charakterystyczny odgłos „ki-wi, ki-wi”. A martwych widzimy codziennie kilka. Te głupole wyłażą nocą prosto pod koła. Niestety zwierzaków, wszelkiej maści, tu jest tyle, że co chwile jakiś leży na szosie ;(
Comments are closed.