Odwrót z Tatr zaplanowaliśmy wg. starej strategii żabich skoków. Pojechać tu i tam, powęszyć za czymś nowym. To jest nasz sposób na sprawienie, aby powrót był mniej dokuczliwy.
Śniadanie zjedliśmy na Głodówce (jakże inaczej:). Jest tam genialna panorama Tatr, której nigdy nie mieliśmy czasu się dłużej przyjrzeć. Szukając najlepszego kadru napotkałem przesympatyczną panią, która opowiedziała o nowym kempingu. Takiej informacji nie mogliśmy zignorować i już po chwili staliśmy na Rusińskim Wierchu.
Od razu okazało się, że trafiliśmy tu w odpowiednim czasie. Mieliśmy okazję oglądać coś niesamowitego. Rusiński Wierch był tego dnia naturalną barierą dla chmur.
Z jednej strony dolina była całkowicie pokryta kłębami pary. Druga strona szczytu miała doskonały widok na całe Tatry.
Raz po raz obłoki pary przelatywały nam tuż koło kampera i glów. 🙂 Wrażenie było bardzo podobne do tego co mieliśmy kilka dni wcześniej na Kasprowym.
Nie jest to kemping w standardowym tego słowa znaczeniu.
Jest to raczej miejsce postojowe. Tuż przy wyciągu Rusin-Ski zamontowano miejsce do tankowania wody, zrzutu nieczystości oraz wpięcia się w prąd. Jest to więc genialne miejsce na wypad na narty lub snowboard. Postój kilkanaście metrów od wyciągu? O tak!!! Całość dopiero startuje, więc jeszcze kilka rzeczy musi być dorobiona ale jesteśmy pewni, że odwiedzimy to miejsce wkrótce 🙂
PLUSY
- widok, widok, widok
- bliskość wyciągu ma conajmniej dwa benefity: zimą-stok pod nosem, latem – nie ma tu nikogo
MINUSY
- trochę za wcześnie o tym pisać, ale wszystko wskazuje na to, że zimą kampery będą stać na drodze dojścia do wyciągu. Jeśli teren nie zostanie odgrodzony choćby zwykłymi barierkami i narciarze będą mogli łazić pomiędzy kamperami …to jakoś jestem pewny, ze raz po raz ktoś przywali niechcący nartą w bok pojazdu. Ale nie marudzimy! Czekamy na zimę i na 100% będziemy testować.