Kategoria

Notatki z podróży

Kategoria

Takie miejsca lubimy. Nie dość, że widok powala, to jeszcze po zerknięciu przez ramię mamy kolejny widok. Zazwyczaj tak jest na szczycie góry 😉 Na Cisówkę, za pierwszym razem, weszliśmy idąc z kempingu “Polana Sosny” w Niedzicy. Pieniny Spiskie nie należą do wysokich gór. Przy porównaniu, z pobliskimi Tatrami przypominają bardziej pagórki. Dlatego do tej pory nie traktowaliśmy tych okolic zbyt poważnie. Był to nasz błąd 😉 Podejście na ten mały szczyt [777 m n.p.m.] jest…

Co prawda udało nam się, w śnieżycy, wdrapać na Przełęcz nad Łapszanką, ale nie udało nam się tam zaparkować. Przyczyna okazała się dość prozaiczna i do przewidzenia, padający śnieg. Cały poranek wyglądał jakby żywcem wyjęty ze skandynawskiej sagi o śnieżycy i jej bracie, marznącym deszczu. Im wyżej, w kierunku przełęczy jechaliśmy, tym śniegu było więcej. Na samej górze było go już po kostki. Skutecznie uniemożliwił nam zaparkowanie. Nie byliśmy wstanie wgramolić się na pole Pana Mirka…

Bezwzględnie i zawsze, gdziekolwiek byśmy nie pojechali, po powrocie w Tatry mamy to samo odczucie. To właśnie jest nasze miejsce na ziemi. pole Pana Mirka i widok na Tatry Tym razem jesteśmy tu z naszym czworonogiem. To wyklucza wędrówki po górach, bo psy nie mogą wchodzić parku narodowego. Postanowiliśmy więc stanąć nieco dalej i poszukać widoku na panoramę Tatr. Udało nam się znaleźć miejscówkę! To Przełęcz nad Łapszanką. Pole Pana Mirka ma najlepszy widok na świecie!!!…

Wypad do Nowej Zelandii jest bezstresowy, bo lecimy do cywilizowanego kraju. Niemniej na parę rzeczy warto zwrócić uwagę.  #1 jazda po drogach Nowej Zelandii 😉 Po pierwsze kierownica jest po drugiej stronie. Aby ograniczyć ilość komplikacji wybraliśmy opcję z automatyczną skrzynią biegów. Dzięki temu uniknęliśmy jednoczesnej jazdy po “złej stronie” i zmieniania biegów “niewłaściwą” ręką. Bardzo nam to pomogło. Niespodziewanym zaskoczeniem było zaś to, że przełączniki kierunkowskazów i wycieraczek, też zamieniły się miejscami. W rezultacie za…

Pierwsza część dotyczy tego, co można “ogarnąć” z Polski. Zajęło nam to więcej czasu niż zazwyczaj. Trudność wynika z tego, że jest to relatywnie niepopularny kierunek, więc informacje jest ciężej odnaleźć. #1 Przewodnik też nam przygotowań nie ułatwił. W zasadzie nawet nam utrudnił życie. Lonely Planet, który zawsze zabieramy ze sobą, okazał się porażką (po raz kolejny niestety). Informacji, których potrzebowaliśmy było mało. Najwięcej było opisów restauracji i noclegów, które nam w ogóle nie były potrzebne.…

Nasz komputer udało się zreanizmować i odzyskaliśmy zdjęcia 😉 Wrzucamy więc parę fotek z ostatnich dni na Nowej Zelandii. Upłynęły nam głównie na poszukiwaniu surferów. Znaleźliśmy ich w końcu w miejscowości Mount Maunganui, w której surfing jest nawet przedmiotem w lokalnym liceum. Niestety albo padało i wiało, ewentualnie wiało i padało. W rezultacie rozum zwyciężył z sercem i z naszej nauki surfingu nic nie wyszło. W ramach pocieszenia została nam huśtawka na jednej z plaż ;)…

Najpierw zaniemówiliśmy z wrażenia …a potem wszystko uratowały minerały. Dość długo zastanawialiśmy się jak to możliwe, że gejzer w Parku Wai-o-tapu wystrzeliwuje codziennie dokładnie o 10.15. Na dokładkę tylko raz dziennie. Z naszych dotychczasowych doświadczeń wynika bowiem, że gejzery to wyjątkowo kapryśne zjawisko. Czekasz pod nim zazwyczaj godzinami. Raz kichnie, raz prychnie a raz wystrzeli kilkudziesięciometrowym strumieniem [zazwyczaj wtedy, gdy już odłożyłeś aparat]. Robi to jak często chce i z kompletnie nieprzewidywalną siłą. Odpowiedź okazała się…

Dość długo się zastanawialiśmy jechać, czy nie. Głównie dlatego że jedyną opcją zobaczenia Shire, miasta Hobbitów, jest zwiedzanie go z przewodnikiem. Mamy na taką formę wyjątkową alergię. W końcu przekonała nas pogoda (wszędzie lało) i bardzo dobrze 😉 Hobbiton to ni mniej, ni więcej tylko zachowany plan filmowy. Cała historia zaczyna się od tego jak Peter Jackson latał helikopterem nad Nową Zelandią i szukał plenerów, do „Władcy Pierścieni”. Spodobała mu się farma Pana Alexandra, bo miała…

Jak dalej będzie nam tak szło szukanie surferów, to uzbieram wystarczające portfolio zdjęć, aby wystartować na etatowego fotografa w „Wędkarzu Polskim”. Kolejna plaża i po raz kolejny surferów brak, ale był za to kolejny tłum wędkarzy. Po spotkaniu z Izą i Remkiem wiemy już, że tylko cześć z tych ludzi robi to w ramach hobby. Na fotach wszystko wygląda romantycznie a prawda jest taka, że część ludzi jest zbyt biedna aby kupować wszystko w sklepie. Po…