Jak dalej będzie nam tak szło szukanie surferów, to uzbieram wystarczające portfolio zdjęć, aby wystartować na etatowego fotografa w „Wędkarzu Polskim”.
Kolejna plaża i po raz kolejny surferów brak, ale był za to kolejny tłum wędkarzy. Po spotkaniu z Izą i Remkiem wiemy już, że tylko cześć z tych ludzi robi to w ramach hobby. Na fotach wszystko wygląda romantycznie a prawda jest taka, że część ludzi jest zbyt biedna aby kupować wszystko w sklepie. Po prostu łapie tanie pożywienie.
Po śniadaniu na plaży ruszyliśmy na północ i powoli zaczęły się pojawiać plenery rodem z „Władcy Pierścieni”. Najpierw dolina rzeki Rangitikei.
Potem był wulkan „celebryta”, czyli filmowa góra Doom, do którego wrzucono, w finałowych scenach, pierścień. Wulkan został wybrany ze względu na idealnie symetryczny kształt stożka.
Tak na marginesie, tuż obok jest największy szczyt północnej wyspy a zarazem najbardziej czynny wulkan na ziemi. Niestety ani nie wywalił lawy i popiołu w powietrze na naszą cześć, ani się nie pokazał. Był niemal cały ukryty w chmurach ;(.
Kolejne urokliwe górki, były tuż przed kempingiem, który ma dodatkowy benefit. Ciepłe źródła. Na tyłach naszego kampera buzuje coś w rodzaju gorącego bagna.
Wszystko za sprawą wody, która wybija w temperaturze bliskiej wrzenia. Obok, z widokiem na bagna, są baseny.
Tak nam się spodobało, że postanowiliśmy wrócić tu na kolejną noc, po wizycie w „Hobbitonie”.
Comments are closed.