Dość długo się zastanawialiśmy jechać, czy nie. Głównie dlatego że jedyną opcją zobaczenia Shire, miasta Hobbitów, jest zwiedzanie go z przewodnikiem. Mamy na taką formę wyjątkową alergię. W końcu przekonała nas pogoda (wszędzie lało) i bardzo dobrze 😉

Hobbiton to ni mniej, ni więcej tylko zachowany plan filmowy. Cała historia zaczyna się od tego jak Peter Jackson latał helikopterem nad Nową Zelandią i szukał plenerów, do „Władcy Pierścieni”. Spodobała mu się farma Pana Alexandra, bo miała pagórki i rozłożyste drzewa. Wynajął ją aby kręcić sceny z Shire. Najpierw Nowozelandzka armia wybudowała 1,5 km drogi. Potem osuszono mokradła. Następnie przystąpiono do budowy hobbicich nor.

Zbudowano ich 44. Są różnej wielkości. Małe, aby w scenach z ludźmi wyglądały na zdecydowanie mniejsze.

Duże, aby aktorzy grający Hobbitów byli w skali – mniej więcej – charakterystycznych, okrągłych drzwi.

Najpierw powstawały szkice, potem makiety, następnie przystępowano do budodowy każdego elementu miasteczka. W pewnym momencie zaangażowanych było aż 400 osób do „wyhodowania” planu.

To co nas powaliło to dbałość o szczegóły. Na przykład drzewa śliwkowe. W książce hobbickie dzieci wspinają się na drzewa śliwkowe. Niestety tutejsze śliwki rosną zbyt wysokie ….posadzono więc jabłonie i ściągnięto liście z Tajwanu, po czym każdy z nich przyczepiono do dzikiej jabłonki. Drzewko „zagrało” w filmie przez całe 3 sekundy.

A teraz uwaga! Wszystko zrobiono dwa razy. Raz na potrzeby „Władcy Pierścieni”. Drugi raz, po paru latach, na potrzeby „Hobbita. Za pierwszym razem użyto typowych materiałów planu filmowego czyli głównie plastik i płyta pilśniowa.

Za drugim razem, właściciel farmy, wynegocjował aby wszystko zostało zbudowane z prawdziwych materiałów np. cegła, drewno itp. i pozostało na stałe.

W ten sposób zamienił fuchę rolnika na funkcję kustosza planu filmowego. Do tej pory trwa jego „hodowanie”. Wszędzie kręci się mnóstwo ogrodników i konserwatorów, którzy dbają aby wszystko było w idealnym stanie.

Skomentuj