Lubimy Tatry jesienią również za to, że wtedy jest tam mało ludzi. Tak było przynajmniej dotychczas. W zeszły weekend tj. na początku października, tłumy na szlaku były lipcowo-sierpniowe. Korek i stanie gęsiego w Parku Narodowym powoduje, że opadają mi ręce. Mam ochotę pójść w ślady misia, zakopać się w liściach i przeczekać do wiosny.
Tłok o tej porze roku jest dziwny. Oboje wyczekiwaliśmy pojawienia się komety lub innego znaku na niebie, zwiastującego przełomowe zmiany. I stało się! Gruchnęła wieść, że kemping “Pod Krokwią” się zamyka. Koniec następuje w tym miesiącu. Co będzie dalej – nikt tego nie wie. Podobno trwa przetarg, podobno koszty miesięcznej dzierżawy są ogromne.
Mam nadzieję, że to prawda i że kemping będzie funkcjonował dalej. Niemniej mocno mam nadzieję, że przejmie go ktoś z odrobiną rozmachu. Ktoś, kto spowoduje że sanitariaty nie będą się kojarzyły z przyschniętą warstwą brudu. Ktoś kto pod płotem nie będzie składował starego grila, fragmentów instalacji elektrycznej, czy innego żelastwa. Ktoś kto wykorzysta 4 hektary pod samymi Tatrami tak że nie będzie wstydu przed wjeżdżającymi kamperami zza granicy. Ci ludzie podróżują po świecie, porównują i potem opowiadają co widzą. A widzą mega góry i syf infrastruktury. I oby to już był koniec syfu. Trzymamy kciuki za nowego właściciela i jak tylko otworzy kemping jedziemy natychmiast.
Jeśli w październiku zobaczysz w górach tłumy, to wiedz że coś się dzieje!