Odwiedzanie tych samych miejsc, ale o różnych porach roku, pozwala nam wciąż odkrywać je na nowo. Całkowicie opustoszałą po sezonie Bindugę Drapacz, o której pisaliśmy już wiele razy, opanowały wszelkiej maści grzyby. Przy czym purchawki czują się tu wybitnie „u siebie“. Nie dość, że rosną co krok, to jeszcze osiągają gigantyczne rozmiary. Kolejne odkrycie zorganizowaliśmy sami, to kulinarny eksperyment z kociołkiem. Nigdy wcześniej nie gotowaliśmy na ognisku. Po pierwsze mamy kuchnie w kamperku a po drugie grill…
Planowaliśmy zapolować z aparatem na perseidy, dlatego pojechaliśmy do miejsca oddalonego od jakichkolwiek większych miejscowości tj. Bindugi-Drapacz. Z fot niewiele wyszło, bo częściowe zachmurzenie wraz z księżycem robią coś na kształt łuny, która skutecznie rozjaśnia niebo i w efekcie gwiazd widać niewiele. Tak, czy inaczej, mamy przepiękne widoki i ciekawe towarzystwo, które natchnęło nas do dość nieoczekiwanej refleksji. Zazwyczaj szukamy miejsc odludnych, takich w których cisza nie jest towarem premium 😉 W Bindudze ,w czasie sezonu…
czyli dobrą stroną bycia chorym jest odrobina czasu aby zaktualizować bloga 😉 Poniżej parę fotek z ostatniego wypadu do naszej odludnej [poza sezonem] miejscówki, czyli Bindugi-Drapacz. Mieliśmy okazję podziwiać marsz burzy wkoło jeziora i trochę zmoknąć w czasie obrony grilla. No ale przecież o to dokładnie chodzi w tym całym kamperowaniu 😉
Binduga Drapacz, czyli pole namiotowe, które jest fajne, bo nie ma na nim nic. W okolicy również nie ma nic. Dzięki temu wkoło panuje totalna ciemność i gwiazd na niebie widać mnóstwo. Może właśnie dlatego więcej ich w tym roku pospadało 😉 PLUSY infrastruktura to 6 TOI-TOI’ów [czystych!!!] & dwa małe, drewniane pomosty nad jezioremdo najbliższej wsi jest jakieś 3km przez las, więc na polu są tylko Ci, którzy wybrali to miejsce celowoogromny plac pomieści sporo…