Napadało nam z 30 cm świeżego śniegu. Fajnie? Fajnie!
Niemniej wczoraj zaświtała mi taka mała wątpliwość w głowie. Jak ja teraz wyjadę z kempingu? Do recepcji mam z 40m. Potem powinno być trochę łatwiej, bo Norwegowie znów jeżdżą to w lewo, to w prawo, więc będzie rozjeżdżone. Dalej, do trasy E6, mamy z 300m taką zwykłą drogą, którą jeżdżą mieszkańcy 8 chałup na wzgórzu za campingiem.
Przed chwilą wystrzeliłem z łóżka z powodu jakiegoś dziwnego przeciągłego jazgotu.
Dobra powiem Wam prawdę… byłem pewny, że właśnie ląduje nam koło kampera odrzutowiec.
Wyglądając przez okno, szczęka opadła mi dokładnie tak, jakbym zobaczył jet-a. Po campingu buszował pług śnieżny!!! Metodycznie, kawałek po kawałku oczyścił cały plac przed recepcją, objechał wszystkie dróżki i – nie mogłem w to uwierzyć – naszą dróżkę, za recepcją, na której jesteśmy tylko my (sic!).
I to jest najlepszy powód aby wypić poranną kawę a potem pojechać do supermarketu po magiczny brązowy ser. Ech….mógłbym tu zostać na zawsze.