3 pory roku w jeden dzień
Poranek w Ystadt był inny od tego, czego się spodziewaliśmy… w prognozie nie wspominali o małej zamieci śnieżnej. Dopadła nas zaraz po zjechaniu z promu. Reszta dnia też obfitowała w niespodzianki, bo po zamieci przyszły jesienne opady deszczu, a potem wiosenne rozpogodzenia. I tak na zmianę przez cały dzień.
Niezrażeni pogodowymi wariactwami, dzielnie zmierzamy na północ. W kierunku Norwegii!
Pierwszy nocleg i -20*C
Pierwszą noc w Norwegii spędziliśmy w Oslo. Dotarliśmy już po zmroku (co nie jest trudne o tej porze roku;), a temperatura spadła do -15C. Spowodowało to niesamowite zamieszanie na kempingu, bo m.in. zamarzło ujęcie wody dla kamperów. Skoro nie ma jak zatankować wody, to nie da rady się wykąpać 🙁
Zdecydowaliśmy się podjąć wyzwanie i skorzystać z campingowych pryszniców. Campingowe toalety były czyste i duże. Właśnie – duże. Więc ciężkie do ogrzania 🙁 Tak czy inaczej, kąpiel była potrzebna i dzięki temu wynaleźliśmy nowe zastosowanie dla suszarek, które w publicznych toaletach osuszają dłonie. Otóż jak człowiek dobrze kucnie i oprze się plecami o ścianę, to włosy schną w oka mgnieniu i jednocześnie robi się przyjemnie ciepło na całym ciele 😉
W czasie nocy było około -20*C (sic!)
Niezły wynika jak na pierwszą noc zimą w Norwegii. Na szczęście rano kamper odpalił bez najmniejszych problemów [uffff!].
Gdzie teraz?
Niestety prognozy nie są optymistyczne. Od północy idzie odwilż i deszcze. Deszcz sam w sobie byłby do zniesienia, ale chmury zasłaniają zorzę 🙁 Mamy więc mały paradoks – im dalej na północ tym większa szansa na zorzę i mniejsza zarazem, bo są coraz większe deszczowe chmury.
Porównujemy prognozy dla kilku miejscowości aby wybrać miejsce możliwie daleko wysunięte na północ ale jeszcze bez odwilży.
Frank, zaprzyjaźniony fotograf zórz polarnych twierdzi, że nie damy rady i że przy obecnych prognozach najrozsądniej byśmy zrobili jadąc na wschód Szwecji. Nie mamy tam jednak “opracowanych” kempingów oraz nie mamy ochoty jeździć po nieodśnieżonych szwedzkich drogach. Trzymamy się zatem naszego planu 😉
Jak zrobić z kampera termos?
Po kilku dniach siarczystych mrozów mamy już opracowaną kolejność wykonywania czynności, które pozwalają nam na przetrwanie w siarczystych mrozach Norwegii.
Procedura “postojowa” wygląda tak:
1. stajemy w wybranym miejscu i nie gasimy silnika!!!
2. wpinamy się w prąd na campingu i od razu uruchamiamy elektryczny grzejnik (tzw. farelkę), który ogrzewa wnętrze razem z ogrzewaniem z silnika
3. wyjmujemy matę, rozkładamy na śniegu i zapinamy wszystko w jedną całość
4. gasimy silnik
5. zakładamy matę i obsypujemy dolną część śniegiem. Śnieg trzyma matę w pozycji przylegającej do maski i dodatkowo izoluje przestrzeń pod silnikiem
7. ustawiamy piec gazowy na “4-kę” – włącza się automatycznie tylko wtedy, gdy trzeba wspomóc małego elektrycznego wariata. Dzięki temu gaz schodzi nam znacznie wolniej niż się spodziewaliśmy 😉
Procedura odwrotna zaczyna się od odpalenia silnika, a kończy wyłączeniem farelki i odpięciem prądu.
Jest ciepło, silnik odpala… pozostaje tylko znaleźć zorzę 😉