Dotarcie do punktu obserwacyjnego zajęło nam to trochę dłużej niż się spodziewaliśmy. Śnieg na zmianę z marznącym deszczem powodowały, że momentami człapaliśmy w tempie średnio wyrośniętego żółwia. Jechaliśmy tak długo, że próbowaliśmy zahaczyć się w którymś z wcześniejszych kempingów, ale łatwo nie było…

Na pierwszy camping wjazd był z górki całej pokrytej lodem i płynącą po nim wodą. Znalazłem nawet miejsce do wyhamowania kampera za górką (o ile wciąż bylibyśmy na drodze a nie w rowie), ale jakoś nie wierzyłem, że dam radę pod nią podjechać w drodze powrotnej.

W drugim było urokliwie, bo w zasadzie parkowalibyśmy na plaży, ale był niemal pusty. Niestety przemysłowa okolica była jakaś taka mało zachęcająca do pozostania na noc. Zrezygnowaliśmy, żeby sprawdzić kolejny camping.

W trzecim campingu wszędzie stała woda z rozpuszczonego śniegu i teren był grząski jak bagno. 30 minut łażenia z latarką i udało się wytypować “twarde” miejsce. Rano okazało się, że część tej “stojącej wody” to… fiord 😉 Na dokładkę tak od niego wiało, że o 3 nad ranem byliśmy zmuszeni wyjść i zdemontować matę, bo mieliśmy wrażenie że zaraz zrobi się z niej żagiel i odlecimy. A na pewno nie prześpimy ani sekundy dłużej…

Skąd te przygody? Stąd, że w większości kempingów nie ma obsługi. Zazwyczaj szlaban jest otwarty, ale recepcja zamknięta. Wisi numer telefonu pod który trzeba dzwonić. Po drugiej stronie jest zawsze ta sama odpowiedź “wjedź, znajdź sobie miejsce, które Ci się podoba a jutro się spotkamy”. Nie wiem tylko jak oni to robią, że nikogo nie ma, a toalety są czyste 😉

Na szczęście dotarliśmy do fantastycznego miejsca. Mamy strategiczną pozycję! Z lewego okna widzimy niesamowity widok na ogromniaste jezioro. Z prawego okna obserwujemy północ – tam będzie zorza! 😉

Tam gdzie mieszka piżmowół

W drodze do campingu na którym finalnie zamieszkaliśmy przejeżdżaliśmy przez Góry Dovre. Niesamowite miejsce, które poprzedza dolina tak ogromna, że początkowo wydawało się nam, że jesteśmy na płaskowyżu. Mieszka w niej piżmowół i jest to jedyne miejsce w Europie, gdzie ten śmieszny zwierzak występuje. Wygląda toto jak krzyżówka niewyrośniętego żubra z wyliniałym Yeti. Park jest duży, zwierzaków mało, więc niestety woła piżmowego nie widzieliśmy.

zamieszkały (?) fragment w górach Dovre

Niemal równie rzadkim widokiem są tam ludzie. Po drodze mijaliśmy tylko jedną miejscowość i kilkanaście chałup.  Farma na zdjęciu powyżej jest w tutejszej skali ogromna. Większość zabudowy to chatki mające po paręnaście metrów kwadratowych + dachy porośnięte mchem i trawą.
Same góry Dovre nie są duże, ale bardzo bardzo klimatyczne. Na pewno tam jeszcze kiedyś wrócimy. Chociażby znaleźć tego piżmowoła 😉


EDIT: 01.01.2015

Za nami pierwsza Sylwestrowa impreza w kamperze 😉
I raczej nie ostatnia, bo nowe pomysły na wypady już chodzą nam po głowie!

Życzymy Wam realizacji wszystkich marzeń w Nowym Roku!!!

Skomentuj