Powoli zbieramy sprzęt na “najgrubszą” wyprawę w tym roku. Kalkulacje mówią, że nie opłaca się na nią zabierać kampera. Dotarcie tam, naszą mobilną chatką, to minimum 4 dni i tylko jeden dzień spędzilibyśmy na kołach, zaś 3 na promie. Miałoby to sens dopiero przy miesięcznej wyprawie, na którą w tym roku nie mamy czasu.


Podjęliśmy więc wyzwanie i śmigamy, z niemal wszystkim co będzie nam potrzebne, samolotem. Na miejscu wypożyczamy samochód z napędem na 4 koła. Ta zmiana powoduje, że cały ekwipunek wymaga wzmocnienia, abyśmy przetrwali. Szykujemy się na -4 w nocy/ +5 w ciągu dnia oraz nieustające opady deszczu lub śniegu w ciągu całej doby.

Co wzmacniamy?

nasz namiot dozbrajamy w dwie plandeki. Jedna idzie pod podłogę i ma ją izolować od przelewającej się po gruncie wody. Druga będzie rozpinana nad namiotem i ma zapewnić jego wodoodporność w tych wariackich warunkach. Zielone sznurki ze zdjęcia i karabinki osobiste mają nam pomóc w zbudowaniu odpowiedniego stanowiska odpornego na wiatr.
spanie odbywać się będzie w ogromniastych śpiworach syntetycznych [odporne na wilgoć], które komfort zapewniają grupo poniżej zera. Dodatkowo mata samopompująca dozbrojona folią aluminiową
gotowanie odbędzie się za pomocą zwykłego palnika i kartusza kupionego na miejscu + naczynia z kampera. Marzy mi się dodatkowo przenośny grill, ale może nie być na niego miejsca w bagażu. Zobaczymy! 😉
nas wzmacniamy kurtkami odpornymi na wiatr i wodę + dodatkowa warstwa bielizny z ciepłej wełny
bidony na wodę zabieramy po to aby nalewać tam kranówkę… tam gdzie jedziemy nie pije się wody mineralnej, bo nie ma sensu tego robić skoro kranówka jest lepsza 😉

Gdzie jedziemy? Zdradzimy to dopiero po rezerwacji biletów. Trzymajcie kciuki 😉

Skomentuj