WYSPA PÓŁNOCNA

Blue Heron Holiday Park

Rawene Holiday Park

nowa zelandia rawene camping
widok z campingu Rawene

Kev’s Place – Raglan

Camping z jednym z najlepszych (jak nie najlepszym) widokiem w całej Nowej Zelandii. I tylko ten widok jest w stanie przesłonić bardzo słabą infrastrukturę. Ale jeżeli, tak jak my, jesteście w stanie przymknąć na to oko i przetrwać jeden dzień bez “luksusów”, to naprawdę warto!

nowa zelandia kevs place
widok z campingu Kev’s place

Ohawe Beach Camp

Camping z bardzo podstawowym i dość leciwym zapleczem, ale tuż przy samej plaży Ohawe Beach. Raczej wygląda na miejsce biwakowania dla lokalsów, którzy z dziada pradziada przyjeżdżają tu na wakacje.

Szum oceanu za oknem przez całą noc jest genialnym dodatkiem 🙂

Nowa Zelandia van camping ocean
widok na Ohawe Beach z campingu

Foxton Beach TOP 10 Holiday Park

Tak jak większość campingów z sieci TOP 10 Holiday Park, camping z zapleczem do którego nie można się przyczepić. Za co oczywiście trzeba odpowiednio więcej zapłacić. Ale jeżeli potrzebujecie wziąć prysznic bez ograniczeń czasowych w niestresujących warunkach ;), zrobić pranie, ugotować obiad w cywilizowanych warunkach lub schować się przed deszczem w zadaszonym pomieszczeniu – to jest rozwiązanie dla Was. Nam raz po raz zdarzało się z tej sieci campingów korzystać. Choć musimy przyznać, że genialne widoki, które zapadły nam w pamięć, znajdziecie raczej na tych pozostałych 😉

Ngatitoa Domain Camping

Miejsce noclegowe za darmo. Co ma oczywiście swoje minusy – wszyscy chcą tam nocować 🙂 Zwłaszcza, że jest to camping, który jest tuż przed promem w Wellington na wyspę południową, więc się domyślacie że chętnych jest wielu. Po pierwsze bywa więc tłoczno. Po drugie możecie trafić tak, że nie będzie wolnego miejsca…

Toalety publiczne znajdziecie koło stadionu po drugiej stronie ulicy.

Waikite Valley Thermal Pools Camping

Co tu dużo mówić – camping z własnymi basenami termalnymi. Cóż można chcieć więcej! Zwłaszcza po długiej deszczowej drodze 😉 Nam się tak spodobało, że zostaliśmy tam aż dwie noce i okazało się, że jest to genialna miejscówka wypadowa do Hobbitonu!

Mount Maunganui Beachside Holiday Park

Genialne miejsce – z widokiem na plażę i u stóp Mt. Maunganui. Niestety jest to mocno turystyczny moloch, co przyćmiewa to gdzie się znajduje. Dziesiątki, jak nie setki camperów i przyczep ustawionych tak, aby maksymalnie wykorzystać powierzchnię campingu nie sprzyja kontemplowaniu widoków. Oczywiście od razu wpływa to na cenę. Niestety, półwysep Coromandel jest miejscem wypadowym dla mieszkańców Auckland i okolic, zwłaszcza w okresie wakacyjno-świątecznym. Zatem ludzi jest więcej i ceny są odpowiednio wyższe :/ Ale takie miejsce ma też swoje plusy – zaplecze kuchenne i sanitariaty na pełnym wypasie.

Hahei Holiday Resort

To był najdroższy camping, na którym byliśmy podczas całego wyjazdu do Nowej Zelandii. I trafiliśmy tam tylko dlatego, że Hot Water Beach, do którego zmierzaliśmy i o którym poniżej okazało się totalną pomyłką. Czy było warto? Dla poranka na huśtawce ze zdjęć poniżej TAK! 🙂 Ale jeżeli nie kręcą Was huśtawki i takie same emocje wywołuje u Was huśtawka na placu zabaw, to jedźcie gdzieś indziej.

Sam camping jest też dobrą baza wypadową do Cathedral Cove, ale nie trzeba na nim spać, żeby się tam wybrać.

Cały kompleks to raczej resort, jak sama nazwa wskazuje, niż camping. Co oczywiście powoduje, że jest tam ogromna ilość Nowozelandczyków na wakacjach. Niestety zaplecze kuchenno-sanitarne trochę odstaje wielkością do samego campingu i ilości ludzi, które może pomieścić. Co powoduje, że pod prysznic ustawiały się kolejki, a w kuchni co chwilę się ktoś o Ciebie ocierał :/

Natomiast był to jedyny camping, na którym spotkaliśmy food trucki z pizzą, hamburgerami, frytkami… mimo że co drugi z campingujących posiadał grill gazowy wielkości połowy naszego vana… Tak, do food trucków też były kolejki 😉

Hot Water Beach camping

Jeżeli jadąc do Nowej Zelandii napotkaliście na opis lub zdjęcia plaży, na której podczas odpływu można wykopać sobie własny dołek (bo basen to za dużo powiedziane;) z termalną wodą, to to jest właśnie to miejsce. Tak, urzekła nas perspektywa romantycznego moczenia czterech liter w dołku na plaży po uprzednim wykopaniu sobie tego dołka 😛

Niestety rzeczywistość mocno i dość szybko zweryfikowała nasze plany. Miejscowość cała zastawiona była samochodami, na które nie ma już miejsc na parkingach. Okazało się, że pół świata chciałoby sobie pogrzebać w piachu szpadelkiem! Jak się domyślacie miejsca na campingu nie było nawet co szukać. Co najmniej przez najbliższe dwa tygodnie 😉

A sama plaża? Niestety o romantycznym moczeniu d… możecie zapomnieć. Tłumy są jeszcze większe niż na parkingach. Wypożyczenie szpadelka pewnie graniczy z cudem. I raczej wygląda to tak jak na zdjęciu poniżej, niż na zdjęciach reklamowych.

New Zealand: Hot Water Beach
źródło: https://www.flickr.com/photos/elisfanclub/6152176762

Orere Point TOP 10 Holiday Park

To jest przykład wyjątku od reguły, którą rządzą się campingi sieci TOP 10 Holiday Parks. Jest tak samo drogo, tylko infrastruktura niestety gdzieś się zagubiła. Jest tam mnóstwo przyczep całorocznych, co de facto psuje dosyć mocno widoki. Był to nasz ostatni camping przed wylotem, w dość rozsądnej odległości od Aucklad, dlatego zdecydowaliśmy się tam zostać. Ale jeżeli nie musicie, to jedźcie dalej.

A jeżeli już tam traficie, to nie stawajcie w miejscach “z widokiem” na rzekę. Widok do słowo mocno na wyrost, a zamiast tego możecie liczyć na miliony upierdliwych komarów, które wlatują nawet przez zamknięte okna…

2 komentarze

  1. sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowe. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

  2. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

Reply To janusz Cancel Reply