Konkretnie dotarliśmy na północ. Całą drogę towarzyszyły nam różne formy skalistych pustyni. Niby coś tam rośnie, czasem nawet ma liście [obecnie w rudym kolorze] ale generalnie teren należy do mchów i porostów. Im dalej na północ tym wyraźniej widać też zastygłą lawę. W lawie wyryła sobie też woda dwa ogromniaste wodospady, które udało nam się zobaczyć. Przez pierwszy przepływa co sekundę 400 metrów sześciennych wody, drugi jest „malutki” za to znacznie ładniejszy.
Finalnie dotarliśmy w okolice jeziora Myvaten. Wszędzie unosi się para wydobywająca się z ziemi oraz zapach siarki. Udało na się dziś zobaczyć krater po wulkanie oraz obejść lawe, która wciąż stygnie, mimo że wypłynęła z wulkanu ponad 30 lat temu. Wszędzie jest też seledynowa woda. Wygląda to dość kosmicznie
P.S. Wczoraj w nocy znów była zorza! Mamy nadzieję, że teraz będziemy ją widywać już codziennie.