No i stało się! Nasz kamper ma nowych właścicieli. Z jednej strony radość, bo już szukamy większego. Takiego, który da radę pomieścić nas w Norwegii. Z drugiej strony …trochę smutno, bo od tego Hymera wszystko się zaczęło. 

Kupując kampera 5 lat temu nie spodziewaliśmy się tego jak bardzo ten plastikowy, niezbyt aerodynamiczny, pojazd zmieni nam plany życiowe. Wszyscy znają powiedzenie “podróże kształcą”, nam podróżowanie kamperem pomogło dowiedzieć się sporo o sobie samych.

good bye, sprzedaliśmy kampera

Po pierwsze – minimalizm.

Skoro można mieszkać ponad miesiąc na kilku metrach kwadratowych i mieć ze sobą wszystko co niezbędne do życia …to można tak żyć w ogóle. To nasze największe odkrycie. Okazało się bowiem, że tak na prawdę większość rzeczy, które kupujemy jest zbędna. Dlatego od 2-3 lat ograniczamy zakupy. Zadajemy sobie często proste pytanie. Zabierzemy to co chcemy kupić ze sobą do kampera, czy nie? Jeśli nie, to prawdopodobnie nie jest nam to potrzebne i [zazwyczaj] nie kupujemy. Za to w jeszcze większym stopniu zwracamy uwagę na jakość rzeczy. Wychodzimy z założenia, że skoro do kampera można zabrać np. jedną parę butów na jesień, to muszą być trwałe. Tak, kosztują więcej. W końcowym rozrachunku i tak wydajemy mniej. Generujemy też mniej śmieci, bo jak się czegoś nie ma to nie ma potem czego wyrzucić.


Po drugie – przyjemność wynikająca z braku pośpiechu

Ja osobiście z dużym zdumieniem odkryłem, że czynności związane z robieniem jedzenia mogą dawać przyjemność. Dla mnie bardzo długo jedzenie służyło temu aby się najeść. W pośpiechu, w przelocie – byle zdążyć na kolejne spotkanie bez burczącego brzucha. W kamperze okazało się, że wspólne robienie kociołka może być sednem dnia. Jedzenie nie jest po to, aby się przy nim spieszyć ale po to, aby razem spędzać czas. Ta prosta zasada dotyczy w zasadzie wszystkiego. Jadąc gdzieś, cel podróży jest tak samo ważny, jak sama podróż. Często zmieniamy trasę tylko po to aby wypić kawę z powalającym widokiem. No a skoro już się zatrzymaliśmy …to warto wypić drugą kawę. Nie dojedziemy tam gdzie planowaliśmy? …no i trudno 🙂


Po trzecie – brakujące umiejętności

Zorientowaliśmy się, że życie w mieście “obcięło nam” sporo umiejętności, które dla naszych dziadków i rodziców były tak naturalne jak oddychanie. OK, umiemy robić inne rzeczy…ale biegła znajomość excella nie bardzo przydaje się w lesie. Dlatego odkrywamy coraz więcej rzeczy, których chcielibyśmy się jeszcze nauczyć. Niektóre są oczywiste, zaś część odkryć zaskakuje nas samych [więcej o tym wkrótce].

W rezultacie, w przeciągu ostatnich lat, mocno pozmieniały nam się priorytety. Czujemy, że nasz kompas coraz bardziej pokazuje północ. Dosłownie i w przenośni. Wiemy czego chcemy i to daje nam poczucie spokoju.

good bye, sprzedaliśmy kampera

Wracając do – już nie naszego – Hymera. Niesamowite jest to, że jak ludzie mają podobne pasje to od razu “łapią te same fale”. Kompletnie nie znamy Pana Michała, ani jego żony. Niemniej od samego początku czuliśmy, że bez względu czy kupią kampera czy nie, są to ludzie z którymi spokojnie moglibyśmy spędzić wieczór piekąc kiełbaskę przy ognisku.

“Good by, my love good bye”. To pierwsze słowa Olki, gdy zamknęły się drzwi za nowymi właścicielami.  Mamy nadzieję, że Pan Michał z rodziną, będą z kampera zadowoleni tak jak my. Już planują pierwszy wypad w Tatry! …zazdrość 🙂

A co z blogiem na czas poszukiwań? W tym okresie będziemy zwiedzać miejsca, które zawsze nas interesowały, ale nie było sensu śmigać tam kamperem. Mamy też namiot i nie zawahamy się go użyć. Zaglądajcie do nas, będzie się działo.

good bye, sprzedaliśmy kampera

Skomentuj