Reykjavik ma 120 tysięcy mieszkańców. To połowa tego co Radom, no ale prawie dwa razy więcej niż Inowrocław.
Te statystyki znaczą jedno, tu musi być sennie. Nawet mimo tego, że jest to portowe miasto nie czuć tu energii tego typu miejsc.


W kwestii rzeczy do zobaczenia, są to budynek opery, modernistyczna rzeźba doskonałej łodzi oraz charakterystyczny kościół. Kościół jest jakby „odwrócony” w swym założeniu. W Polsce kościoły ociekają zdobieniami. Wszystko co jest związane z wiarą jest pełne przepychu, zaś ławki dla wiernych są takie jak zaprojektowano je 2 tysiące lat temu. Tu jest odwrotnie. Kościół jest utrzymany w chłodnym i powściągliwym wystroju a ławki dla wiernych są wyściełane czymś miękkim i ciepłym. Może tutejszym księżom/ pastorom zależy aby przesłanie płynące z ambony było jedyną rzeczą zaprzątającą umysł słuchaczy?


 To na co zwróciliśmy uwagę dodatkowo to infografiki ustawione w porcie i pokazujące ilość statków, które zatonęły w okolicy Islandii na przestrzeni dziejów. Wynika z nich niezbicie, że bycie armatorem na Islandii to przechlapana sprawa. co chwilę coś tu się rozbijało o wybrzeże i niestety trwa to w dalszym ciągu.

zatopione jednostki w samych latach ’80-’89
Kolejne zaskoczenie to domki. Choć wyglądają jakby były robione z drewna, jak w całej Skandynawii, to są obite blachą. Pewno wynika to z tego, że tu prawie nie ma drzew a z mchu i porostów ciężko chatkę zrobić.
przeurocza chatka z blachy
Jutro wracamy do naszego planu i śmigamy w kolejne miejsce. Zaczniemy od uskoku tektonicznego a potem już nie planujemy nic bo i tak się samo ułoży 😉
P.S. wczoraj widzieliśmy kolejnego wieloryba, ale z nadmiaru wrażeń zapomnieliśmy o tym napisać 😉
P.S2. mamy wybraną miss kempingu. Oto ona 😉

Skomentuj