Pamiętam, gdy pierwszy raz jechaliśmy kamperem zimą na snowboard, wszyscy pukali się w głowę. “Jak będziecie się myć?”, “Będzie za ciasno”, “Brakuje wam kasy?”. To były najczęstsze komentarze. Pamiętam też ten moment gdy podjechaliśmy pod kemping we Włoszech. Okazało się… że może i jesteśmy stuknięci, ale takich jak my jest więcej. Wszędzie stały kampery z Niemiec, Austrii, Włoch i Szwajcarii. Dziś rano przeczytaliśmy artykuł w Washington Post… i znów przyszła ulga 😉
Według danych tego amerykańskiego dziennika ponad milion Amerykanów żyje w kamperach.
OK, prawdą jest że część z nich robi to bo nie ma innej opcji z powodów ekonomicznych. Niemniej lawinowo rośnie liczba ludzi, którzy takie życie wybierają świadomie. Są to to ludzie, którzy do momentu wyprowadzki do kampera lub przyczepy, wiedli “normalne” życie jak my.
Większość z nich doszła w pewnym momencie do wniosku, że to co uważali do tej pory za warunek szczęścia, de facto jest rodzajem “łańcucha”. Fajnie mieć dom z ogrodem i dwa samochody. Niemniej jeśli spędza się tam tylko chwilkę, bo całą resztę życia wypełnia praca, dojazd do niej i cotygodniowe maratony po centrach handlowych, to w rezultacie prawie się nie widujemy z najbliższymi. Jemy w pośpiechu, a “czas dla siebie” mamy w korku. Fajnie?
Ha!!! Wiem, co teraz myślicie! Domyślam się, że pomysł nie jest według Was, tak do końca głupi, w końcu z jakiegoś powodu tego bloga czytacie 😉 Niemniej natychmiast myśl ta jest wypierana przez lawinę okoliczności, które obiektywnie uniemożliwają jego realizację. Mam rację? No to jedziemy!
Okoliczność obiektywnie uniemożliwiająca #1 – to dla młodych, my jesteśmy za starzy
Poznajcie Joyce, która ma 84 lat i 77-letniego Stevena. Pierwszego kampera kupili 17 lat temu aby odwiedzać wnuki i zwiedzać parki narodowe. Tak im się to spodobało, że 8 lat temu kupili większego kampera i przenieśli się do niego na stałe. Latem kręcą się po wszystkich stanach USA, zaś zimą trzymają się ciepłej Arizony. Twierdzą, że życie w kamperze może być normalne. Gdy dwa lata temu Joyce doznała udaru mózgu pomoc nadeszła ze strony sąsiadów z innych kamperów. Dzięki temu szybko dotarła do szpitala.
Okoliczność organizacyjnie najstraszniejsza #2 – dzieci są zbyt małe, więc zrobimy to kiedyś. Może na emeryturze?
Jessica i Rob Meinhofer przenieśli się do przyczepy…bo urodziły im się dzieci. Po prostu tak ich wkurzało, że oboje są zapracowani i nie mają czasu dla nich, że postanowili to zmienić. Gdy jedno z nich dostało pracę w trybie “kilka dni pracy – kilka dni przerwy”, drugie rzuciło pracę, aby zająć się dziećmi, psem i kotami. Wszyscy mieszkają na kempingu w przyczepie, którą widać powyżej. Podróżują po okolicy gdy Rob ma przerwę. Prowadzą też o swoim życiu vloga, z czego pojawia się coraz więcej pieniędzy. A no właśnie…
Okoliczność rozsądna #3 – mam stabilną pracę, nie mogę jej zostawić. A tak w ogóle, to z czego mielibyśmy żyć?
Richard Booher rzucił pracę w sektorze IT aby wynieść się z żoną, piątką dzieci i psem do ogromniastej przyczepy. Zamienił intratną posadę na dorywczą pracę. Czasem pracuje w magazynie, czasem robi cokolwiek mu się uda znaleźć. Rodzina przyznaje, że ma mniej kasy, ale życie nomadów im to wynagradza. Pracują kiedy potrzebują i ile potrzebują. Dzięki mniejszej ilość pieniędzy kupują mniej. Po prostu do przyczepy dużo rzeczy się nie wepchnie 😉
Całe zjawisko przenosin do kamperów nazywane jest czasami “cyfrowym nomadyzmem”. Spora część tego typu ludzi pracuje “zdalnie” dla różnego rodzaju normalnych firm. Da się?
Okoliczność ostateczna #4 – w Polsce się nie da, tu nie ma tylu kempingów i infrastruktury
Serio? Losowanie, które odbyło się bez naszej wiedzy, przed naszymi narodzinami, ma zdecydować o porzuceniu tego co chcemy? Tylko dlatego, że urodziliśmy się w tym a nie innym kraju? Kilkaset km na zachód są Niemcy, kilkaset na północ Skandynawia. Tam da się to zrobić spokojnie.
Okoliczności można mnożyć i doskonale to rozumiemy, bo sami przez to przeszliśmy. Obecnie formalnie wciąż mamy meldunek na konkretnej ulicy. Wciąż więcej czasu spędzamy jeżdżąc pomiędzy domem a pracą, niż podróżując kamperem. Niemniej mentalnie już tam jesteśmy. Uczymy się norweskiego. Campingvogn har blitt oss andre hjem. Vi planlegger å åpne camping i Norge. 😉 Początki są koślawe ale pierwsze zdania już jakoś sklecamy. Oboje powolnie przekwalifikowujemy się aby móc zarabiać żyjąc “na kołach”. Zajmie nam to jeszcze chwilkę, lub dwie. No dobra… najprawdopodobniej zajmie nam to jeszcze sporo czasu. Niemniej najważniejsze, że tam zmierzamy! I wiecie co jest w tym najfajniejsze? Że jeśli wydarzy się coś, co zazwyczaj jest koszmarem wszystkich uwiązanych do kredytu tj. stracimy pracę… to wtedy wszystko zrobimy szybciej.
A propos… czy ktoś z Was nie chciałby kupić naszego mieszkania? Mimo, że straszliwie je lubimy, nie damy rady go zabrać ze sobą. Tu jest ogłoszenie. Jakby co to dajcie znać 😉
P.S. W tym sezonie też pojedziemy do Livigno 🙂
Zdjęcia i historie trzech amerykańskich rodzin pochodzą z artykułu w Wasington Post.
Wszystkie zimowe zdjęcia zrobiliśmy w Livigno. O naszych wypadach w to miejsce możecie poczytać tu.