Niemal cały dzień lało, padało, mżyło, kropiło i znów lało…
Dziś mijaliśmy kolejne wulkany a czasem tylko kratery, które po nich zostały. Reszta rozlała się w czasie erupcji po okolicy razem z magmą wydobywającą się z dziury.
.W temacie zanurzania nabieramy coraz większej wprawy. Dziś znów zaliczyliśmy gorący odkryty basen na koniec dnia. W tym momencie deszcz nie przeszkadza a wręcz jest sympatycznym czynnikiem chłodzącym 😉 Takie baseny są tu dość powszechne, choć korzystanie z nich może być pewnym wyzwaniem. Ten ze zdjęcia ma co prawda powalający widok na ocean ale trzeba do niego dotreptać z kempingu jakieś 1,5 km. Sam prysznic też jest jakieś 50 metrów dalej, a bieganie takich odległości przy 6 stopniach Celsjusza to doznanie, którego woleliśmy uniknąć. Dziś przyszło nam do głowy, że te islandzkie baseny z wodą o temperaturze w okolicach 39-42*C to odpowiednik fińskiej sauny. W końcu jakoś trzeba się rozgrzewać, gdy się mieszka w takim klimacie