Z powodu deszczu odpuściliśmy trekking po wierzchołkach gór nad fiordami. Na szczęście świecące robaki deszczu się nie boją. Aby je znów zobaczyć nadłożyliśmy trochę drogi do kempingu, który jest z nich znany.

Na miejscu dwie niespodzianki. Na „dzień dobry” dostaliśmy po mufinku oraz papierową torebkę dziwnych granulek. Właścicielka, widząc jak szybko wszamałem ciastko, pospieszyła z informacją, że zawartość torebki jest dla …świń, owiec i kóz.

Tuż obok naszego van-a znajdowały się zagrody ze zwierzakami, bo kemping zlokalizowany jest na starej farmie. Najszybciej granulki wcinały owce. Koza była najbardziej zainteresowana papierową torebką.

Zaś świnie narobiły najwięcej hałasu.

Robaki lubią wilgoć. Trzeba było do nich kawałek podejść, bo umościły się koło niedużego wodospadu. Tak naprawdę wilgoci było aż nad to, bo oczywiście lunęło jak z cebra w momencie gdy opuszczaliśmy, po zmroku, kemping.

Dzień wejdzie do naszych prywatnych rekordów. Pierwszy raz udało nam się przemoczyć górskie kurtki, które wytrzymały nawet islandzką pogodę. Ale udało się! Znów były ich tysiące w całym lesie 😉

Jutro rano ruszamy na prom i płyniemy na północną wyspę. Kolejny przystanek to czynny wulkan, gorące źródła i Maorysi. Wszystko chronione przez UNESCO, więc musi być dobrze.

Comments are closed.