Co tu dużo gadać …czasem sekwencja zdarzeń się tak po prostu poukłada i już. 

Zakończyliśmy zwiedzanie Szwajcarii Saksońskiej od objazdu Parku Narodowego.

Zagoniliśmy się nawet na czeską stronę. Nic więcej, niż to co planowaliśmy zwiedzić, nie wpadło nam w oko. Wpadł nam natomiast pomysł aby od razu wycofać się do Polski. Niestety odrobinę za późno aby go zrealizować jeszcze tego samego dnia. Zatrzymaliśmy się więc w pierwszym lepszym kempingu z mocnym postanowieniem porannego wyjazdu.

szwajcaria saksońska

Nie ma jednak opcji aby rano wyjechać bez kawy. Po pierwszej kawie czasem zdarza się druga i wtedy się zaczęło…

Całkowicie przypadkiem wyczułem na plecach jakieś zgrubienie.

Drap …nie ma efektu.

Drap, drap …nie ma efektu.

Mhmm  …co to może być?

DRAP! DRAP! DRAP! …AŁĆ!!! …i na wskazującym palcu pozostał KLESZCZ ;(

Dalsze wypadki potoczyły się już błyskawicznie.

Najpierw ja byłem przerażony a kleszcz prawdopodobnie zdziwiony.

Potem zacząłem się DRZEĆ!!! Przerażony był kleszcz, cała załoga kampera i zapewne wszyscy nasi niemieccy sąsiedzi. Goście kempingu zapewne wpadli w zdumienie, gdy pół minuty później, przez drzwi, zaczęło wylatywać wszystko co tylko się dało usunąć z kampera.

Ciąg logiczny był taki:

Skoro go zdrapałem, to dopiero co się wbijał.

Skoro dopiero co się wbijał, to chwile wcześniej na mnie wlazł.

Skoro chwilę wcześniej na mnie właził, to był w kamperze.

Skoro był w kamperze, …to może ich być więcej.

Skoro może ich być więcej, to trzeba wyczyścić całego kampera.

Hipoteza okazała się słuszna.Winowajcą okazał się nasz kochany pies, na którego kocyku znaleźliśmy dwie kolejne mendy.

Jak widać środki anty kleszczowe działają.

Kleszcze nie pożarły czworonoga, niemniej poczekały na mnie. Pies, który wyleciał z kampera w pierwszej kolejności, został dla odmiany dopadnięty. Potraktowałem go silnym strumieniem wody z węża. Centymetr po centymetrze. Wypłukaliśmy z futra kolejnego krwiopijcę.

Gdy zmietliśmy każdy kawałek podłogi i wytrzepaliśmy każdy kawałek materiału, wróciliśmy do sprawcy napadu. Przezornie, [zaraz po tym jak pół kempingu usłyszało co myślę o kleszczach], zawinąłem go w papier. Teraz pod obiektywem udało się ustalić, że menda ma wszystkie nogi i obie macki w mordzie. Wniosek z tego taki, że chyba się nie wbił we mnie za mocno, więc jest szansa że i nie zaraził. Na wszelki wypadek trafił do szczelnej torebki ze zmoczonym wacikiem i wylądował w lodówce. Zostanie wysłany do laboratorium aby ustalić, czy jest nosicielem boreliozy czy nie. No więc sami rozumiecie, że musieliśmy go porwać z Niemiec, przemycić nielegalnie przez granice i że trzymamy go [prawdopodobnie wciąż żywego] w lodówce 😉

szwajcaria saksońska

Teraz siedzimy już w Polsce i obserwujemy rumień. Jak się będzie powiększał, to pędzimy do domu do lekarza. Jak nie, to jeszcze tu chwilkę posiedzimy. Obecnie jesteśmy koło Rudaw Janowickich i mamy nadzieje, że jutro rano będzie co fotografować, bo jest dziś mgła! O co chodzi? Jutro pokażemy [lub nie, bo mgła jest kapryśnym zjawiskiem].

Gdybyście, na wszelki wypadek, chcieli poczytać więcej o tym co zrobić z kleszczem gdy Was użre, to tutaj jest artykuł.

Comments are closed.